Gdy pasażerowie rozpoczęli boarding, kobietom udało się zauważyć, że w wyższej klasie są wolne miejsca. Zapytały stewarda czy mogą je zająć. Dowiedziały się, że są to miejsca przeznaczone do wypoczynku załogi. Tu pojawia się zdanie, które wskazuje, że sytuacja już wtedy była dość napięta: - „Pasażer z tyłu próbował to nagrać, ale wyrwano mu telefon z ręki.” Dlaczego ktoś przypadkowy miałby nagrywać telefonem rozmowę obcych mu współpasażerek z personelem pokładowym? Z nagrań dostępnych w Internecie wiemy doskonale, że wideo-amatorzy budzą się w nas, gdy dochodzi do kłótni, przepychanek czy awantur. Czy tak było w tym przypadku?
Szefowa pokładu oznajmia pasażerkom, że mogą polecieć w klasie ekonomicznej lub opuścić samolot. Zaraz po tym do pań podchodzi jednak steward, który przeprasza za sytuację i zachęca, aby reklamować usługę w TUI. W sumie, jeśli usługa odbywa się niezgodnie z opłaconą ofertą, ale zależy nam na urlopie - przymykamy oko i z uśmiechem na twarzy, może nieco mniej promiennym, z racji mniejszej ilości miejsca na nogi, zapinamy pasy w klasie ekonomicznej, by za kilkanaście godzin cieszyć się karaibskimi plażami i drinkami w łupinie kokosa.
fot. Dominik Sipiński
Jak relacjonuje autorka wpisu, jej siostra zaklęła na słowa stewarda i stwierdziła, że sytuacja „to jakiś żart”. Mimo to panie zdecydowały się pozostać na zaoferowanych im miejscach. Po kilkunastu minutach, gdy samolot wciąż oczekiwał na płycie postojowej do pasażerek podeszła załoga samolotu i zakomunikowała, że niestety będą zmuszone opuścić pokład. Kobiety zostały poproszone o przejście do wyjścia i zejście na płytę, gdzie czekał na nie grupa funkcjonariuszy Straży Granicznej.
Jak można się domyślić opóźnienie nie musiało zostać spowodowane, tak jak to przedstawia autorka wpisu, ładowaniem cargo do samolotu, a właśnie dyskusją załogi co począć z problematycznymi pasażerami i finalnie oczekiwaniem na przyjazd Straży Granicznej. Według relacji jednej z bohaterek historii, funkcjonariusz SG próbował ją uspokoić, zaproponował powrót na miejsce, informując, że kapitan samolotu ma prawo podjąć decyzję o tym, że nie zabierze ich w jedenastogodzinny lot na Karaiby. Ostatecznie kobiety wróciły na pokład a kapitan wyraził zgodę na ich podróż na pokładzie samolotu na Karaiby.
Wydawać by się mogło, że po podmianie samolotu, braku wykupionych miejsc, długim oczekiwaniu na start i ogólnie pełnej wrażeń podróży na Dominikanę nie zdarzy się już nic co mogłoby bohaterkom tej historii popsuć wypoczynek. Zaraz po przylocie na miejsce panie udały się do rezydentki, aby ustalić szczegóły podróży powrotnej, ponieważ „bały się wracać” liniami Wamos i chciały poznać szczegóły zwrotu opłaty za podwyższoną klasę, która była niedostępna. Warto przyznać, że w razie wątpliwości co do realizacji zakupionej usługi turystycznej prośba do rezydenta biura podróży o sporządzenie odpowiedniej notatki na miejscu jest bardzo dobrym posunięciem. Niestety reklamacja samego lotu nie była jedyną, którą zgłosiły kobiety na Dominikanie. Miały one zastrzeżenia co do jakości hotelu, który nie był zgodny z opisem w ofercie. Potrafię doskonale zrozumieć, że dla kogoś kto planował idealny urlop na Karaibach wszystko co niezgodne z opisem oferty stanowić może przeszkodę w wypoczynku. Tak było w tym przypadku. Panie przez cały tydzień śledziły losy swojej reklamacji i oczekiwały na przeniesienie do innego hotelu. Ostatecznie to nie nastąpiło i musiały spędzić pobyt w obiekcie, który odbiegał od ich wyobrażeń.
Na dwa dni przed wylotem do Polski, opisująca historię otrzymała mailowe powiadomienie od TUI, że przewoźnik, który wykonywać będzie przelot do Poznania zakazał kobietom wstępu na pokłady swoich samolotów na okres trzech miesięcy. Decyzja ta uzasadniona była zagrożeniem bezpieczeństwa innych podróżnych, którego źródłem miały być bohaterki historii. Biuro podróży poleciło ponoć, aby kobiety poszukały transportu na własną rękę. Przyznam, że o ile pierwsza część wydaje się prawdopodobna, to polecenie zorganizowania sobie własnego transportu z Dominikany do Polski zupełnie nie licuje z powagą TUI. I raczej nie jest ogóle możliwe. Zapytaliśmy TUI o komentarz, biuro prasowe przesłało nam krótkie oświadczenie:
- Dziękujemy za zainteresowanie, jednak nie udostępniamy szczegółów sprawy. Nasze poniższe oświadczenie jest jedynym komentarzem zaistniałej sytuacji. Linia lotnicza obsługująca rejs Poznań - Punta Cana dnia 5 stycznia 2019 roku odmówiła zabrania na pokład samolotu rejsu powrotnego Punta Cana-Poznań mającego odbyć się dn. 18.01.19 trzech pasażerek, będących Klientkami TUI Poland, argumentując swoją decyzję poważnym naruszeniem porządku i dyscypliny podczas lotu oraz powołując się na punkt VII General Conditions of Carriage. Odmowa wstępu na pokład samolotów linii lotniczej obowiązywać będzie przez kolejne 3 miesiące, tj. do 4 kwietnia br. Jako organizator imprezy turystycznej, zapewniliśmy Klientkom powrót do Polski inną linią lotniczą w najbliższym możliwym terminie, tj. 21 stycznia 2019 bez dodatkowych opłat.
Po lekturze historii oraz po zapoznaniu się z oświadczeniem TUI można mieć mieszane odczucia kto ma rację. Prześledziłem komentarze pod postem bohaterki, wyszukałem inne wzmianki w sieci dotyczące tej historii. Odczucie, że opisana historia może nieco odbiegać od prawdy znalazło tam swoje potwierdzenie. Oczywiście nikt nie negował faktu, że zamiast samolotu TUIfly podstawiono maszynę Wamos, prawdopodobnie nie było tam też zarezerwowanych miejsc w wyższej klasie. Jednak co innego zwraca tu uwagę. Świadkowie sytuacji, osoby które podróżowały z Polkami z Poznania, wyraźnie wskazali, że wszystkie panie były pod wyraźnym wpływem alkoholu i awanturowały się jeszcze przed startem.
Nie ma nic bardziej niebezpiecznego na pokładzie samolotu niż nieprzewidywalne zachowanie pasażerów, szczególnie tych nietrzeźwych lub pod wpływem substancji psychoaktywnych. Wielokrotnie w takich okolicznościach dochodzi do awantur na wysokości kilkunastu kilometrów, do bójek, krępowania agresorów i w efekcie do przymusowego lądowania na najbliższym lotnisku. W takich sytuacjach załoga podejmuje decyzję o przerwaniu podróży właśnie ze względów bezpieczeństwa. Jeśli pierwsze oznaki, że któryś z pasażerów może stanowić zagrożenie pojawiają się jeszcze na lotnisku, wtedy można taką osobę wyprosić z samolotu przed startem i zapewnić niezakłóconą podróż. Należy pamiętać, że załogi są bardzo ostrożne w podejmowaniu takich decyzji.
Sytuacja, która miała miejsce podczas oczekiwania na start samolotu w Poznaniu od razu wydała się być taką, w której zachowanie trzech pasażerek musiało być bardzo niestosowne skoro kapitan zdecydował się wezwać funkcjonariuszy Straży Granicznej. Gdyby chodziło o zwykłe niezadowolenie z braku zarezerwowanych miejsc to interwencja funkcjonariuszy byłaby zbędna.
Jedna z podróżnych na tym locie dokładnie opisała całe zajście. Przyczyną zmiany samolotu były problemy zaplanowanej maszyny, która utknęła na Jamajce. Według niej większość pasażerów wykazała się zrozumieniem dla niezależnych od TUI okoliczności. Była też wśród pasażerów trójka pań, które jeszcze przed startem były wulgarne i agresywne w stosunku do załogi, a gdy po interwencji SG kapitan zgodził się zabrać je w podróż, to inaczej niż zostało to przez jedną z nich opisane, nie zachowywały się wcale 'cicho i spokojnie'. Inni współpasażerowie wskazywali, że panie były wyraźnie nietrzeźwe, straszyły sprawą w sądzie, emanowały pewnością siebie i były aroganckie.
Oczywiście w przypadku kilku skrajnych wersji jednej historii należy ważyć relacje i jasno stwierdzić, że prawda leży zazwyczaj po środku. Jednak w tym przypadku łatwiej mi uwierzyć w niestosowne do sytuacji zachowanie trzech bohaterek tej historii.
Dobrze by było, aby przedstawione powyżej swoiste studium przypadku było dla każdego okazją do przemyślenia jakie podejście do kwestii przewozów prezentujemy jako pasażerowie linii lotniczych i klienci biur podróży. Czy fakt opłacenia biletu czy wycieczki jest podstawą do wykazania niezrozumienia dla okoliczności losowych? Zastanawiające jest dlaczego w sytuacjach kryzysowych, spowodowanych często siłą wyższą, które tak naprawdę nie rujnują naszych planów, budzi się w nas niekontrolowana agresja.
A gdyby tak patrzeć na świat i przytrafiające nam się sytuacje z nieco większą dozą pozytywnego myślenia? W przypadku Poznanianek szklanka byłaby do połowy pełna, bo mogły wypocząć na Dominikanie, a po powrocie rościć sobie od TUI zwrot kosztów biletów w wyższej klasie, wyrównanie różnicy w standardzie hotelu i pewnie nawet zapewnić sobie atrakcyjne rabaty na kolejne wycieczki w ramach nawiązki. Nie były przecież ani w sytuacji, w której samolot nie wyleciał do celu, ani też nie zabrakło dla nich miejsc w hotelu..
W nadchodzącym okresie majówek, czerwcówek i letnich wakacji, starajmy się myśleć o urlopie jak o przyjemnym doświadczeniu, a nie kolejnej bitwie do stoczenia z linią lotniczą czy biurem podróży. Większość kryzysowych sytuacji da się rozwiązać polubownie i na spokojnie. Pamiętajmy też o tym, że nawet jeśli trafia się nam nieoczekiwany problem to nie musimy od razu zachowywać się w sposób, który popsuje wypoczynek nam oraz innym współpasażerom.
fot. mat. prasowe, wikimedia (CC), D. Sipiński